czwartek, 17 stycznia 2013

Hitchcock #17: Bałkany (1936)


Trzeci film Hitchcocka zrealizowany dla brytyjskiego oddziału Gaumontu nie jest tak dynamiczny jak "Człowiek, który wiedział za dużo" i tak wyrafinowany jak „39 kroków”, ale pod paroma względami okazuje się od nich ciekawszy i lepiej skonstruowany.

Zaczyna się od sfingowanej śmierci. Pisarz grany przez Johna Gielguda zostaje "uśmiercony" przez brytyjski wywiad i wysłany z tajną misją do Szwajcarii. Tam poznaje "przydzieloną" mu żonę (Madeleine Carroll) i sprzymierzeńca (Peter Lorre), z którymi wytropić ma niemieckich szpiegów. Jak to jednak u Hitchcocka bywa, nic nie jest takie, jakim się początkowo wydaje, a seria "tożsamościowych" pomyłek prowadzi do drastycznych konsekwencji. Hitch i współpracujący z nim po raz kolejny Charles Bennett nakładają kolejne warstwy prawdy jedną drugą, dodają do nich ślepy przypadek, a następnie przyglądają się czy i jak odnajdą się w tej plątaninie ich bohaterowie.

Obserwowanie trójki głównych bohaterów staje się w pewnym momencie clou seansu, a następująca w jego połowie bezsensowna i przypadkowa zbrodnia - ciekawym określnikiem ich charakterów. Ktoś będzie zbrodnią wstrząśnięty, kogoś innego w ogóle nie obejdzie...

Kluczowa dla filmu scena morderstwa jest przy okazji jedną z najbardziej pomysłowych i emocjonujących w całym brytyjskim rozdziale Hitchcocka. Alf przeplata ze sobą dwie osobne sytuacje. W jednej z nich Madeleine Carroll obserwuje niespokojnego psa, w drugiej Gielgud i Lorre wyprowadzają swój domniemany cel w odosobnione miejsce. By podkreślić, że coś jest nie tak, Hitch używa dźwięku. Pies skomle coraz głośniej i głośniej, przez co staje się coraz bardziej uporczywy, a Carroll (a wraz z nią – my) powoli zdaje sobie sprawę, że jej koledzy wpadli na niewłaściwy trop – jest już jednak za późno, w równoległej scenie ginie niewinna osoba.

Dźwięk, po raz pierwszy od czasu pomysłowego zastosowania w "Szantażu" z 1929, odgrywa u Hitchcocka znaczącą rolę – to on dyktuje tempo, sygnalizuje niebezpieczeństwo, stopniuje suspens. W trakcie całego filmu zostaje wykorzystany na rozmaite sposoby – oprócz wspomnianego psa, jest to choćby scena z martwym organistą leżącym na klawiszach (jednostajny dźwięk niepokoi) zapętlona w głowie bohaterki myśl ("Bądź rozsądna, bądź rozsądna, bądź rozsądna!") czy monety kręcące się wokół talerzy w scenie festynu (przywodzą na myśl ruletkę - okoliczności poznania zabitego omyłkowo człowieka).

Ciekawie wygląda finał - Hitchcock decyduje się na efektowną kulminację, która zachwyca świetnym wykorzystaniem miniatur (katastrofa pociągu). Ostatnia scena ma jednak w sobie także gorzką nutę - Hitch został zmuszony do zmiany zakończenia. W 1936 nie do pomyślenia było, by osoba odpowiedzialna za zbrodnię - nawet popełnioną przez pomyłkę - pozostała nieukarana.

Na koniec warto zwrócić uwagę na polski tytuł. Otóż w oryginale film Hitchcocka nazywa się „Secret Agent”. Traf chciał, że kilka miesięcy później Alf podjął się adaptacji powieści Josepha Conrada o takim samym tytule. Traf chciał, że wykorzystał już jej tytuł, więc nowy projekt dostał tytuł "Sabotage". Obowiązujące w Polsce tytuły oddają więc niejako sprawiedliwość powieści Conrada – "Secret Agent" stał się "Bałkanami", zaś "Sabotage" – "Tajnym agentem". Inna sprawa, że z Bałkanami film Hitcha – tak geograficznie, jak i metaforycznie – nie ma nic wspólnego. 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz