niedziela, 28 października 2012

Dzielnica Lakeview (2008)


Gdy wkładałem do odtwarzacza płytę z "Dzielnicą Lakeview", z tyłu głowy zamigała mi czerwona, ostrzegawcza lampka. Kiedyś już widziałem film o gliniarzu nękającym niewinną parę - w "Unlawful Entry" Jonathana Kaplana, przetłumaczonym u nas jako "Obsesja namiętności", Ray Liotta napastował Kurta Russella i Madeleine Stowe. Nie był to udany seans: nieumiejętnie prowadzona, pisana wielkimi literami intryga z każdą minutą coraz bardziej spalała się w hollywoodzkim tłuszczu. 

Film Neila LaBute'a, skompromitowanego zaledwie dwa lata wcześniej tandeciarskim "Kultem" z Nicolasem Cage'em, w pierwszej chwili zdawał się pochodzić z tej samej patelni. Tymczasem już od pierwszej sceny jest to kino zupełnie innej klasy.

"Dzielnica..." wpisuje się w jeden z bardziej ogranych schematów gatunkowych: młode małżeństwo wprowadza się do nowego domu, nie wiedząc, że za sąsiada ma niebezpiecznego psychopatę. Rzeczą, która wyróżnia jednak film LaBute'a na tle dziesiątek podobnych produkcji, jest poszerzona perspektywa całej sytuacji.

czwartek, 25 października 2012

Od początku, raz jeszcze

Czytelnicy, którzy śledzą moje poczynania od niedawna, nie będą tego wiedzieć, a ci którzy są ze mną dłużej - pamiętać, ale oryginalne "Z górnej półki" nie było tylko Facebookowym dodatkiem do mojego bloga w Polityce, a... blogiem samym w sobie. Pomysł narodził się któregoś styczniowego dnia 2010 roku, a sam blog stał się miejscem, w którym przez kolejny rok dzieliłem się swoimi przemyśleniami o kinie; głównie w formie odnośników do zewnętrznych publikacji. 

Fanpage był - i jest - naturalnym przedłużeniem i rozwinięciem tamtej działalności, ale gdy w międzyczasie pojawiła się propozycja prowadzenia bloga filmowego w Polityce, ten na Blogspocie najpierw zszedł na dalszy plan, a w konsekwencji został przeze mnie mocno zaniedbany.

Nie licząc pojedynczych, sporadycznych prób, przez blisko półtora roku nie pojawiały się tu żadne nowe materiały. Z prostego względu: nadmiar codziennej pracy uniemożliwiał mi publikowanie dodatkowych treści, a rolę podstawowego przekaźnika dla różnych myśli, komentarzy i spostrzeżeń przejął fanpage. Dzisiaj, gdy niektóre z publikowanych tam wpisów zaczęły rozrastać się z kilku zdań do kilku akapitów, a ich zasięg i długowieczność ogranicza mechanika szybko rotujących treści na Facebooku, postanowiłem na stare śmieci powrócić. Od teraz materiały zamieszczane tylko tam, np. cykl o Hitchcocku czy "Hollywood (nie)znane", na fanpage'u będą tylko linkowane i właśnie tutaj pojawią się w całości.

Z tej okazji poddałem blog poważnemu liftingowi. Usunąłem stare treści, zostawiając sobie tylko dwa wpisy: jeden testowy, drugi - wtedy, dwa i pół roku temu, niezwykle dla mnie ważny - będący wspomnieniem miłego wyróżnienia ze strony tygodnia "Wprost". Zmieniłem też layout na bardziej przejrzysty, wyrzuciłem zbędne gadżety, poprawiłem czcionki i paletę barw. Mam nadzieję, że efekt końcowy jest przyjemny dla oka, a samo miejsce odżyje na nowo.