niedziela, 6 stycznia 2013

Hitchcock #16: 39 kroków (1935)


"39 kroków", najpopularniejszy z brytyjskich filmów Hitchcocka, stanowi naturalne przedłużenie wątków i możliwości podjętych rok wcześniej w "Człowieku, który wiedział za dużo". Alfred miał trochę czasu, by oswoić się z wolnością i budżetem, jakie gwarantował mu świeży kontrakt z brytyjskim oddziałem studia Gaumont, dlatego tym razem udało mu się uniknąć popełnionych przy tamtym projekcie błędów.

Oba filmy sporo łączy. Podobnie, jak w przypadku "Człowieka…", Hitchcock podjął współpracę z utalentowanym dramaturgiem i scenarzystą Charlesem Bennettem. O ile jednak przy fabule poprzedniego ich filmu pracowały jeszcze cztery inne osoby, tutaj za scenariusz odpowiadał wyłącznie on. Zmiany widać gołym okiem: intryga jest ciekawsza, bardziej żwawa i zaskakująca. Bennettowi można też przypisać obecność pierwszego z hitchcockowskich McGuffinów, czyli motywu popychającego fabułę, ale nie mającego nań żadnego wpływu. W tym przypadku jest nim sam tytuł, odwołujący się do nazwy organizacji szpiegowskiej, którą zdekonspirować chce główny bohater.

"39 kroków" to najdoskonalszy z thrillerów szpiegowskich, jakie Hitchcock z Bennettem zrobią w latach 30. (a będą to jeszcze m.in. "Tajny agent" czy "Bałkany") i wyraźny krok naprzód w stosunku do kilkunastu filmów nakręconych przez Hitcha dla British International Pictures. 

Po pierwsze, Gaumont miał nie tylko dobre finansowanie, ale i ambicję zaistnienia na zachodzie – do nowego filmu Hitchcock mógł więc zatrudnić aktorów znanych amerykańskiej publiczności (główne role zagrali Robert Donat i Madeleine Carroll), a samemu zwrócić na siebie uwagę hollywoodzkich magnatów. Po drugie, przy "39 krokach" Alf nauczył się niezależności – mając artystyczną swobodę i finansową płynność, mógł w końcu kręcić filmy, o jakich zawsze marzył. Po części widać to już w "Człowieku…", który był jego pierwszym projektem zrealizowanym dla Gaumont, ale dopiero tutaj wszystkie trybiki idealnie zaskoczyły.

Bohaterem jest mężczyzna (Donat), który nieoczekiwanie wikła się w międzynarodową intrygę. Podejmując u siebie nieznajomą kobietę, dowiaduje się, że jest ona szpiegiem. Niedługo później rusza karuzela zdarzeń. Nieznajoma ginie, a bohater oskarżony o jej morderstwo, zmuszony jest uciekać, by na własną rękę dowieść swojej niewinności. Po drodze poznaje urodziwą blondynkę (Carroll), która wbrew swojej woli stanie się kompanem w niedoli.

To pierwszy prawdziwie hitchcockowski film w jego filmografii – spójny, niezależny, wyzbyty zewnętrznej ingerencji, obsesyjnie skupiony na ulubionych motywach. Z jednej strony gładki, pozbawiony wyróżniających operatorskich trików, którymi cechowało się wiele z jego niemych dokonań, z drugiej sprytny, wyrafinowany pod względem przekazu.

"39 kroków" to także film zbudowany na ciekawych, często sprzecznych podtekstach – w jednej scenie Hitch potrafi otwarcie podważyć ideę małżeństwa, przyglądając się mu z nieco seksistowskiej perspektywy (żarty na temat cudzołóstwa, żonaci mężczyźni pożądliwie wzdychający do modelek z reklamy bielizny), w drugiej zaś subtelnie zaakcentować erotyczne napięcie między bohaterami (skuci kajdankami, osuszają się po ulewnym deszczu – gdy ona postanawia zdjąć przemoczone pończochy, jego ręka siłą rzeczy ociera się o jej nogę).

W pierwszej kolejności jest to jednak soczysty thriller – niewinny uciekinier oskarżony o zbrodnię, której nie popełnił, piękna i tajemnicza kobieta, zaskakujące zwroty akcji. Każdy z tych elementów pojawiał się u Hitcha wcześniej, ale dopiero tu rozbłysły one czysto filmowym entuzjazmem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz