"39 kroków",
najpopularniejszy z brytyjskich filmów Hitchcocka, stanowi naturalne przedłużenie
wątków i możliwości podjętych rok wcześniej w "Człowieku, który wiedział za dużo". Alfred
miał trochę czasu, by oswoić się z wolnością i budżetem, jakie gwarantował mu
świeży kontrakt z brytyjskim oddziałem studia Gaumont, dlatego tym razem udało
mu się uniknąć popełnionych przy tamtym projekcie błędów.
Oba filmy sporo
łączy. Podobnie, jak w przypadku "Człowieka…", Hitchcock podjął współpracę z
utalentowanym dramaturgiem i scenarzystą Charlesem Bennettem. O ile jednak przy
fabule poprzedniego ich filmu pracowały jeszcze cztery inne osoby, tutaj za
scenariusz odpowiadał wyłącznie on. Zmiany widać gołym okiem: intryga jest
ciekawsza, bardziej żwawa i zaskakująca. Bennettowi można też przypisać
obecność pierwszego z hitchcockowskich McGuffinów, czyli motywu popychającego fabułę,
ale nie mającego nań żadnego wpływu. W tym przypadku jest nim sam tytuł,
odwołujący się do nazwy organizacji szpiegowskiej, którą zdekonspirować chce
główny bohater.
"39 kroków" to
najdoskonalszy z thrillerów szpiegowskich, jakie Hitchcock z Bennettem zrobią w
latach 30. (a będą to jeszcze m.in. "Tajny agent" czy "Bałkany") i wyraźny krok
naprzód w stosunku do kilkunastu filmów nakręconych przez Hitcha dla British
International Pictures.
Po pierwsze, Gaumont miał nie tylko dobre finansowanie, ale i ambicję zaistnienia na zachodzie – do nowego filmu Hitchcock mógł więc zatrudnić aktorów znanych amerykańskiej publiczności (główne role zagrali Robert Donat i Madeleine Carroll), a samemu zwrócić na siebie uwagę hollywoodzkich magnatów. Po drugie, przy "39 krokach" Alf nauczył się niezależności – mając artystyczną swobodę i finansową płynność, mógł w końcu kręcić filmy, o jakich zawsze marzył. Po części widać to już w "Człowieku…", który był jego pierwszym projektem zrealizowanym dla Gaumont, ale dopiero tutaj wszystkie trybiki idealnie zaskoczyły.
Bohaterem jest mężczyzna (Donat), który nieoczekiwanie wikła się w międzynarodową intrygę. Podejmując u siebie nieznajomą kobietę, dowiaduje się, że jest ona szpiegiem. Niedługo później rusza karuzela zdarzeń. Nieznajoma ginie, a bohater oskarżony o jej morderstwo, zmuszony jest uciekać, by na własną rękę dowieść swojej niewinności. Po drodze poznaje urodziwą blondynkę (Carroll), która wbrew swojej woli stanie się kompanem w niedoli.
Bohaterem jest mężczyzna (Donat), który nieoczekiwanie wikła się w międzynarodową intrygę. Podejmując u siebie nieznajomą kobietę, dowiaduje się, że jest ona szpiegiem. Niedługo później rusza karuzela zdarzeń. Nieznajoma ginie, a bohater oskarżony o jej morderstwo, zmuszony jest uciekać, by na własną rękę dowieść swojej niewinności. Po drodze poznaje urodziwą blondynkę (Carroll), która wbrew swojej woli stanie się kompanem w niedoli.
To pierwszy prawdziwie
hitchcockowski film w jego filmografii – spójny, niezależny, wyzbyty
zewnętrznej ingerencji, obsesyjnie skupiony na ulubionych motywach. Z jednej
strony gładki, pozbawiony wyróżniających operatorskich trików, którymi
cechowało się wiele z jego niemych dokonań, z drugiej sprytny, wyrafinowany pod
względem przekazu.
"39 kroków" to
także film zbudowany na ciekawych, często sprzecznych podtekstach – w jednej
scenie Hitch potrafi otwarcie podważyć ideę małżeństwa, przyglądając się mu z
nieco seksistowskiej perspektywy (żarty na temat cudzołóstwa, żonaci mężczyźni
pożądliwie wzdychający do modelek z reklamy bielizny), w drugiej zaś subtelnie
zaakcentować erotyczne napięcie między bohaterami (skuci kajdankami, osuszają
się po ulewnym deszczu – gdy ona postanawia zdjąć przemoczone pończochy, jego
ręka siłą rzeczy ociera się o jej nogę).
W pierwszej
kolejności jest to jednak soczysty thriller – niewinny uciekinier oskarżony o
zbrodnię, której nie popełnił, piękna i tajemnicza kobieta, zaskakujące zwroty
akcji. Każdy z tych elementów pojawiał się u Hitcha wcześniej, ale dopiero tu
rozbłysły one czysto filmowym entuzjazmem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz